Uwaga! Na rok 2019 splywy są odwołane.

https://docs.google.com/document/d/147P_oF6HngVfAo3P1FK_BHA2FqzRqRjpr_0t6z51scI/edit?usp=sharing Kalendarz 2019 pl

ВНИМАНИЕ! На 2019 год все сплавы и походы отменены.

https://docs.google.com/document/d/1mCIlb4sbsjUKn4j8jLrpWW_RZ2vg_GRoR-mk-qnOwwE/edit?usp=sharing Calendar 2019 rus

Предварительно могу предложить:

  • Сплавы на байдарках по рекам Беларуси с конца апреля по сентябрь.
  • Сплав на катамаранах р.Риони (Грузия).Конец сентября — октябрь. Экскурсионные поездки (храмы, Сванетия и море). 2 недели.
  • Сплав на байдарках в Карелии в середине июля  с посещением по предварительной договорённости Соловецких островов или Кижей. 2 недели.

Прибытие рано утром (скорее ночью) поездом из Минска в Кандалакшу 22 июля ознаменовалось дождём, которого не было в этих краях больше месяца при температуре воздуха за +25 + 30 градусов. Дальше доехали до Алакуртти. В Тунтса-йоке уровень воды — низкий. Рыбалка началась только с пор.Красивый. Не поверите, да и я сам удивлялся обилию словленной рыбы на Тунтса-йоке :щука, хариус, форель и окунь (которого вскоре начали выпускать обратно в реку). Во время заброски/выброски пользовался услугами Павла Сысоева из Кандалакши (sysoy@mail.ru). При курсе российского рубля 1$=62руб. на дорогу было затрачено для 5 человек: Кандалакша — Алакуртти 8000 руб., Зареченск — Кандалакша 9000 руб., а на катер стоимость по 1000 руб./чел. Группы в основном из России, много с детьми.  Вот такая, скорее статистика,чем описание похода.


Смотри здесь:  

https://docs.google.com/document/d/1CZFzUeB19PnoAPf3EBNC09Mjo1_qEu_oY9O650fttkg/edit?usp=sharing

https://docs.google.com/document/d/1-GeRNH0gYVfDrJEqfMGUWV_GJTMMMzxPDHYEw-h2QSQ/edit?ts=5a7b15ce#

Приглашаем желающих. 

Порог «Котел» на Тунтса-йоки.  Мурманская область.  Хариус /у пор.»Змея»на Тумче.  

Нет проблем организовать сплав весной в Карпатах, летом — Алтай, Саяны, а осенью — Грузия.

P.S. На первые выходные июля планируется проведение традиционного фестиваля авторской песни «Оладушки» на берегу р.Молчадь.

5-9 мая 2018 г. сплавлялись по маршруту р.Нарочанка (от д.Поповцы Вилейского р-на)-р.Вилия (д.Залесье).  

Краткое описание с фотографиями https://tourlidablog.wordpress.com/narochanka-vilia-maj-2018/

27 мая — 3 июня 2018 сплавились по р.Нарочанка от д.Ижа и Вилии до д.Залесье.  

Ещё фотографии здесь

https://drive.google.com/drive/folders/1Qwu9Hg01UHXrr0ssuVVB_jHfR3LaGioK?usp=sharing

7-10 июня 2018 сплав по Нарочанке от д.Поповцы.

Naroczanka_2018

29.06-2.07.2018 сплав Ислочь-Зап.Березина от д.Цаюны.


Уже по традиции, примерно к началу массовых сплавов весной, я отсылаю по разным райисполкомам заявки на проведение водных походов во время нереста. К слову, этот запрет действует до конца мая. Кому надо, пользуйтесь.

Некоторые райисполкомы приняли положительное решение данного вопроса на постоянной основе, за что им респект, а некоторые рассматривают заявки по мере поступления.

Поставский райисполком

Воложинский райисполком

Вилейский райисполком

И в заключение письмо-ответ из Дятлово.

Дятловский райисполком

Могу сказать, по опыту прошлых лет, в Дятловском райисполкоме с пониманием относятся к данному вопросу, но обычно решение присылают примерно за неделю до заявленных сроков. Также полезная информация есть здесь

http://www.belpohod.info/news/zapret_i_razreshenija_na_splavy_v_period_neresta/2015-04-10-239?lHtTZj

23.04.2018 из Дятловского райисполкома пришёл факс.

 


 

Разрешение на сплав_2017

3 сентября вылет из Минска в Тбилиси (сплав на катамаранах) Грузия.

Примерный график в Грузию

https://drive.google.com/open?id=1wR8ZLDdXgJPuuauDn2EOf-kydYekiUZztmJig4nbgN4

Смотри здесь:  Calendar 2017ru

Kalendarz 2017pl

Сходили на МолчадьСнег_

Фестиваль «Оладушки» на Молчади.

Сходили на Ислочь (от Цаюнов)

Группа

Сходили на Гавью от Субботников.

р.Гавья у Субботников

Одно из препятствий

Сходили на р.Гавья от д.Боровики

Костер

На Гавье

 


С 25 июня по 5 июля 2016 вместе с группой польских байдарочников пройден маршрут около 200 км от д.Шиковичи (оз.Баторино) ч/з озера Мястро и Нарочь, по р.Нарочанке до д.Довнаришки на Вилии в 3-х км от литовской границы. Томаш Кривицки разместил свои фотографии здесь

https://photos.google.com/share/AF1QipP2Uoc8Qsr6r-IjB6JDYH3vTCxwkzjUp-8WWeif8Dfg3G-GNYgWv0q3lrogbczMNw?key=ZGtNb2dVSTJpUXN4dVU1RXozWExqRDU4SXFnUFZn

Стартовали здесь

map_start_szykowiczy

А финишировали в Довнаришках.

100k-n35-040-%d0%bd%d0%b8%d0%b4%d0%b7%d1%8f%d0%bd%d1%8b_%d0%b2%d0%b8%d0%bb%d0%b8%d1%8f6

Среди 18 участников старшими были несколько человек из Польши 1949 года рождения.

dsc02367

Браво!


Wyprawa zorganizowana przez AKT «Watra» mająca na celu przepłynięcie pontonami górskiej rzeki Mzymty leżącej w zachodnim Kaukazie i mającej ujście do Morza Czarnego w okolicy miasta Adler.
Wyprawy na rzeki Rosji są wieloletnią tradycją klubową . Nasi członkowie zdobywali już rzeki m.in. w Górach Ałtaju , w Karelii ,na Półwyspie Kolskim (za kołem podbiegunowym) i na Syberii.

Koszt wyprawy: — 250$ (przewodnik ,sprzęt ,wyżywienie ,noclegi pod namiotami ,transport od Lidy na Białorusi w Kaukaz i z powrotem)
— 20zł wałczer na Rosję i Białoruś bez ograniczeń czasowych (zakupiony w biurze podróży «OCEAN» w Białymstoku)
~ 50zł pociąg ( 50% ulga ) + PKS na trasie Gliwice — Lida w jedną stronę, dla zainteresowanych cena pociągu Brest — Adler ~ 2 000 000 rubli białoruskich w jedną stronę w tzw. plackarcie (wagon sypialny bez zamykanych przedziałów)

waluta :
1$ ~ 15 rubli rosyjskich (czas kryzysu ) przed kryzysem 7
~ 85 000 rubli białoruskich (czas kryzysu ) przed kryzysem 50 000

termin wyjazdu : 05.09.1998 — 25.09.1998

 

05.09.1998

Wyjazd pociągiem z Katowic o 3 25 . Poznajemy towarzyszy podróży. Jest nas ośmiu a powinno być dziewięciu. Brakuje Łukasza ale nie mamy do niego telefonu. Wsiadamy do pociągu gdzie poznajemy się oraz studenta medycyny z Białegostoku (specjalność ginekologia). Zabawia nas dowcipami i opowieściami o hazardzie ,który jest jego nałogiem. Gdy dowiaduje się o celu naszego wyjazdu początkowo nie chce wierzyć. Gdyby nie egzamin na który jedzie pojechałby z nami. Do Białegostoku przyjeżdżamy ok. 10 00 i rozstajemy się z kolegą studentem , z czego najbardziej zadowolony jest chyba Mirek (kierownik wyprawy a zarazem obecny prezes klubu). W trakcie oczekiwania na pociąg załatwiamy wałczery (pozwolenie na wjazd do Rosji) i kontaktujemy się z Łukaszem .Ma nas dogonić w Lidzie ,gdzie oczekuje nas przewodnik naszej grupy Wołodia. Po przekroczeniu granicy polsko — białoruskiej (co samo w sobie jest przeżyciem) zmieniamy strefę czasową i przestawiamy zegarki z 17 00 na18 00 .Do Lidy dojeżdżamy około 20 00 .Z dworca odbiera nas Wołodia i prowadzi na nocleg do wynajętego mieszkania .O północy poznajemy Łukasza ,który zaspał na poranny pociąg ale udało mu się nas dogonić.06.09.1998Pakujemy sprzęt i jedzenie . Przepakowujemy się tak aby dwie osoby zapakowały się do jednego plecaka a do wolnych plecaków pakujemy żywność ,wiosła ,kaski ,kapoki i jupki( gumowe sukienki chroniące przed wlaniem się wody do pontonu).Pontony (dwa na 11 osób) są zapakowane na stelaże z plecaków. Jeden waży około 40 kg. Powoli przypominamy sobie cyrylicę i rosyjski. Wołodia mówi mieszaniną języka rosyjskiego-białoruskiego i polskiego. W zasadzie nie mamy kłopotów z porozumieniem się.

07-08.09.1998

O 17.00 opuszczamy Lidę i jedziemy z całym ekwipunkiem do Baranowicz , gdzie w nocy przesiądziemy się na pociąg do Adleru.
Trasa pociągu: (przepraszam za ewentualne przekręcenia nazw)

Brest 20.37
Baranowice 23.17
Mińsk 01.40
Smoleńsk 07.58
Briańsk 14.00
Lipieńsk 22.53
Woroneż 02.25
Rostów 15.47
Krasnodar 21.25
Tuapse 02.48
Soczi 04.55
Adler 05.31

W trakcie podróży przekroczyliśmy jeszcze jedna strefę czasową .Podróż pociągiem trwała ponad dwie doby co pozwoliło nam dobrze się poznać ,zniechęcić do gry w karty , warcaby i szachy oraz przeczytać kilka książek.
Rosyjskie pociągi dalekiego zasięgu podzielone są na klasy I (zamykany dwuosobowy przedział sypialny) , II (jak poprzednio tylko czteroosobowy) , płac karta (wagon sypialny z wyszczególnionymi przedziałami sześcioosobowymi lecz niezamykanymi).Każdy wagon obsługują dwie (lub dwóch ) przewodniczki , którym oddaje się bilety na czas podróży oraz które dbają o czystość i spokój w wagonie. Przez cały czas dostępny jest wrzątek (bezpłatnie!) co pozwala na konsumpcję energetycznych chińskich zupek. Ciekawą egzotyką jest dłuższy ( 18 — 30 min.) postój na stacjach , co ma miejsce co kilka godzin. Peron oblega wtedy gromadka babuszek oferujących podróżnym wszelkiego rodzaju jedzenie począwszy od arbuzów , melonów , ryb wędzonych , pierożków a na lodach i wódce skończywszy po bardzo przystępnych cenach (zwłaszcza gdy jest się posiadaczem dolarów w momencie kryzysu).

09.09.1998

500k--k37-2_Mzymta

Od kilku godzin pociąg jedzie wzdłuż wybrzeży Morza Czarnego a w zasadzie ok.10 metrów od plaży.
Gdy wysiadamy z pociągu zaskakują nas palmy i temperatura. Wołodia po długich targach załatwił transpor busem w góry do Krasnej Poliany. Wąska droga biegnie wzdłuż rzeki , którą mamy spływać. Urwiste zbocza kanionu robią wrażenie i rozbudzają wyobraźnię. Docieramy do końca drogi i zaczynamy szukać miejsca na obozowisko. Okazuje się ,że rzeka ma niski poziom ,ponieważ od dwóch miesięcy nie padało. Może to i lepiej ,że nie jest to oczekiwana «czwórka» (skala trudności 6-ścio stopniowa). Z naszej ekipy doświadczenia raftingowe ma tylko Mirek i Wołodia. Nagle zauważamy przepiękny szczyt ,wyglądający jak piramida. Postanawiamy go zdobyć. Wołodia mówi ,że na szczyt idzie się około 4 godzin. Proponuje nam ręcznie malowaną mapkę wejścia ale jej jakość pozostawia wiele do życzenia . Szczyt ma około 2500 m.n.p.m. i nazywa się Czarna Piramida. Rozbijamy obóz , jemy śniadanie i wyruszamy około 12 00 bez Mirka i Wołodi. Mamy do pokonania 2000 metrów różnicy wzniesień ,bez szlaku i przez straszliwą gęstwinę. Końcowa część trasy polegała na wspinaczce i część ekipy zrezygnowała i powróciła do obozu. Z góry przepiękne widoki , gdzie się nie spojrzy góry i lodowce .Szata roślinna składała się z karłowatych rododendronów w miejsce kosodrzewiny. Około 17 30 postanowiliśmy schodzić . Jednak zaczęło lekko padać i zrezygnowaliśmy ze stromej drogi wejściowej. Wybraliśmy drogę , która zaprowadziła nas w straszliwą gęstwinę a ta z kolei nad przepaść .Trzeba się było cofać w górę a raczej przedzierać przez straszliwe chaszcze co była bolesne zwłaszcza dla tych , którzy byli w krótkich spodenkach. Zaczęło się ściemniać .Postanowiliśmy schodzić dalej w obawie o to ,żeby ci co zeszli nie spowodowali niepotrzebnego alarmu. Na sześć osób mieliśmy aż jedną czołówkę. Wtedy ktoś powiedział : «..Najbardziej pesymistyczna wersja o północy w obozie ..». Podczas zejścia opracowaliśmy kilka ciekawych metod . Aby sprawdzić jak wysoka jest skałka , z której trzeba zejść rzucaliśmy kamień i słuchaliśmy jak długo leci . Gdy lot i hałas nie trwał za długo schodziliśmy asekurując się pnączami rododendronów. Straszliwie zmęczeni ,przeklinająć w myślach (i nie tylko ) dotarliśmy do obozu o 5 00 rano. Byliśmy siedemnaście godzin w górach bez jedzenia i wody po kilkudniowej podróży pociągiem . To nie było zbyt mądre. Powiedzenie «..Najbardziej pesymistyczna wersja o północy w obozie ..» stała się dla nas hasłem powodującym uśmiechy w najtrudniejszych momentach.
Przy ognisku w obozie grzali się żołnierze rosyjscy patrolujący granicę. Wystraszyli oni Mirka , który gdy my byliśmy w górach przysnął na kalimacie . Nagle obudziło go poszturchiwanie . Obudził się i widzi wycelowane w siebie kałasznikowy . Pierwsza myśl — to partyzanci. Każdy ma inny mundur ,buty ,czapkę. Jednak emblematy na ramieniu mieli identyczne .

10.09.1998

Czujemy w kościach wczorajszy wypad w góry. Jesteśmy straszliwie zmęczeni. Jednak trzeba nadmuchać pontony i zacząć trenować . Wołodia na pontonie zamienia się ze spokojnego i miłego człowieka w zdecydowanego i bezwzględnego kapitana . Cały czas wykrzykuje komendy (oczywiście po rosyjsku).

11.09.1998

Połowa grupy pływa na pontonie a reszta poszła zwiedzić zaznaczone na mapie mineralne wody. Okazało się , że mineralne wody były ale był też ślad obecności człowieka : ogromne śmietnisko. W wolnych chwilach łowimy ryby . Ryzykujemy bo brak pozwolenia grozi karą 250 rubli za sztukę. Cały czas gotujemy na ognisku w kociołkach . Wachty dwuosobowe i codziennie zmiana . Wieczorem strugamy brakujące kije do wioseł.

12.09.1998

Dziś wypływamy . Pakowanie całego obozu do pontonów trwa dość długo. Jeszcze tradycyjne zdjęcie rozpoczynające spływ i o 13 00 odpływamy. Część wioseł szybko pęka . Ponton dowodzony przez Wołodię płynie pierwszy a za nim płynie ponton Mirka. Pierwsza przygoda spotyka nas dość szybko . Wpadamy na most a nurt dociska nas do przeszkody tak , że zatapia nas od góry . Trzeba ratować się ucieczką z pontonu a potem wylewać z niego wodę menażkami wśród docinków załogi ocalałego pontonu. O 18 00 znajdujemy miejsce na obóz . Część rzeczy kompletnie mokra. Okazuję się ,że jeszcze dużo musimy się nauczyć o zabezpieczenie rzeczy przed wodą .

13.09.1998

Dziś dzień odpoczynku więc postanowiliśmy go wykorzystać na wyprawę w górki. Po ostatnim wypadzie znajdują się tylko trzej chętni. Tym razem wyruszamy dużo wcześniej bo o 7 00 i zabieramy jedzenie i ciepłe ubranie. Jednak cel znów znajdujemy spontanicznie a jest nim pięknie oświetlana przez wstające słońce grań. Przy przeprawie przez rzekę znajdujemy wiosło ,które postanawiamy zabrać w drodze powrotnej. Przechodzimy przez wioskę Krasnaja Poliana .Pełno te kontrastów. Świnki wszelkiej maści biegają po ulicach z jednej strony a z drugiej luksusowy hotel dla inostrańców z cenami za nocleg zaczynającymi się od 80 $ . Znajdujemy szlak (chyba jedyny w tej części Kaukazu ) i dochodzimy na szczyt. Poznajemy psychologa medycyny z Moskwy ,człowieka obeznanego z górami (co widać ,słychać i czuć). Za jego wskazówkami wyruszamy w poszukiwaniu wodospadu. Odnajdujemy go bez problemów. Kąpiel pod nim orzeźwia jak poranna bryza i dodaje sił przed powrotem. Do obozu wracamy o 19 00 ale zastajemy tylko wachtę . Reszta ekipy bawi u poznanego bacy.

14.09.1998

Płyniemy dalej .Jednak po kilkuset metrach jest bardzo trudny odcinek . Ryzyko płynięcia z pełnym obciążeniem jest zbyt wysokie . Wypakowujemy pontony i przenosimy ich zawartość około 3 km w dół rzeki gdzie rozbijamy obóz . Jest tu mała zapora na rzece i elektrownia wodna . Jednak jak wszystko co rosyjskie bardzo orginalne. Woda wpada do rur i wypływa kilka kilometrów dalej. Morale słabnie bo mieliśmy przecież płynąć a nie bawić się w tragarzy . Maskujemy pontony . Jutro chcemy przepłynąć trudny odcinek.

15.09.1998

Pierwszy płynie Wołodia . Brzeg obstawiamy w celach asekuracji i zrobienia jak najlepszych zdjęć. Po każdym
odcinku zmienia się załoga bo każdy chce płynąć . Trwa to około 2 godzin. Po objedzie Wołodia stwierdza ,że odcinek nie jest bardzo trudny i możemy płynąć bez niego. Zbieramy ekipę i przepływamy ten odcinek na żywioł ,czas około 5 minut. Ekspedycja w dół rzeki stwierdziła ,że woda dalej jest a poza tym wodospad i piękny kanion. Podnosi to morale.

16.09.1998

Pakujemy pontony i całą resztę ekwipunku. Jedziemy autobusem wzdłuż rzeki a w zasadzie dosłownie obok , bo rzeka płynie w wielkich rurach na wysokości okien autobusu. Nasza ekipa a szczególnie jej znaczny bagaż wzbudzają zainteresowanie współpasażerów. Docieramy do miejsca ,gdzie rzeka znów płynie w swoim korycie.
Rozpakowujemy pontony i po około dwóch godzinach znów płyniemy. Zaczyna się kanion a rzeka ma tendencje do zmiany swego kierunku o dziewięćdziesiąt stopni wprost pod skalnymi ścianami wystającymi z wody. O 18 00 docieramy do początku wodospadu. Znajdujemy kawałek piaszczystego miejsca pod namioty na kamienistym brzegu. Oglądamy wodospad. Jest zbyt niebezpieczny aby próbować go przepłynąć . Jutro czeka nas więc przenoska pontonów na drugą stronę wodospadu.

17.09.1998

W nocy popsuła się pogoda. Nadciągnęła burza i zaczął padać deszcz ( jedyny raz w ciągu całego pobytu ). Leżąc w namiotach słyszymy odgłosy spadających głazów oderwanych od ściany ,pod którą mamy rozbite namioty. Dziwne myśli przelatują wtedy przez nasze głowy. Jednak budzimy się rano cali. Cały czas siąpi deszcz a my musimy połatać pontony .Suszymy je nad ogniskiem i pod parasolem udaje się pozaklejać dziury w pontonach. Ekipa remontowa nad naszymi głowami odgruzowuje zasypaną w nocy drogę i prostuje barierki uszkodzone odłamkami skalnymi. Gdy przenosimy pontony przestaje padać deszcz . Z drugiej strony wodospadu
nad wodą przewieszona jest ogromna skała przysłaniająca niebo. Wypływamy około 15 00 . Zaczyna się progiem , który szczęśliwie przechodzimy .My tzn. ponton Wołodi. Ponton sterowany przez Mirka nie zdążył wyminąć ogromnego głazu i prąd rzeki z całą siłą przycisnął go do niego. Woda wlała się do środka przytopiła ponton i zaczęła wymywać zapakowane w nim rzeczy. Mirek wyskoczył za odpływającym workiem z prowiantem . Potem opowiadał ,że z poziomu rzeki wyglądała ona całkiem inaczej tzn. bardziej niebezpiecznie. Staramy się wyciągnąć ponton przez dobrą godzinę . Nic nie dają próby ściągnięcia go za pomocą lin rzuconych z brzegu .
Teraz dopiero uświadamiamy sobie siłę rzeki. Ostatecznie udaje się go odepchnąć od kamienia po całkowitym rozpakowaniu za pomocą siły kończyn dolnych sześciu chłopa. Okazuje się , że straciliśmy wszystkie kociołki , pompkę do pontonów oraz część jedzenia . Część która ocalała zamokła . Postanawiamy płynąć dalej tak daleko jak się da .Trzeba wypłynąć z kanionu. Dalej równie ciekawe progi. Na jednym z nich ponton zahacza o kamień. John , który chciał nas zepchnąć Wychodzi z pontonu i porywa go rzeka .Kątem oka widzimy jak bardzo szybko przepływa między dwoma głazami. Na szczęście uprawianie canoningu nie spowodowały uszczerbku na zdrowiu. Na którymś z kolejnych progów wyławiamy pompkę. Wypływamy na spokojną wodę . Droga biegnie teraz prawie na poziomie rzeki. Chcemy się gdzieś zatrzymąć ale wszystkie biwaki przypominają śmietniki. W końcu stajemy. Zjadamy mokry chleb i słoninę topioną nad ogniem . Nic innego nie zostało . Okazało się , że nie ma śledzi do namiotów , też je wymyło. Trzeba je wystrugać. O 22 00 wszyscy powoli zasypiają po trudach dzisiejszego dnia.

18.09.1998

Niebo zachmurzone a my musimy wysuszyć rzeczy i pontony . Postanowiliśmy tu zakończyć spływ z powodu braku kociołków . Poza tym rzeka dalej jest już spokojna . Zaczyna świecić słońce . Powoli się pakujemy . Poznajemy młode Gruzinki i Ormiankę , które przyjechały nad rzekę na piknik . Dziwi nas to trochę zważywszy , że przyjechały znad Morza Czarnego. Wychodzimy na drogę i łapiemy autobus do Adlera . Po godzinnej jeżdzie wracamy do cywilizacji . Jest to jednak cywilizacja rosyjska o czym świadczą pasące się pod bardzo nowoczesnym budynkiem lotniska krowy . Autobusem nr 51 jedziemy na plażę na peryferiach . Tu rozbijamy bazę na pobyt nad morzem. Wołodia kombinuje kociołki ,kupujemy jedzenie i porządnie się najadamy. Nocne kłopoty żołądkowe uzmysławiają nam ,że za porządnie.

19.09.1998

Z jednej strony namiotów Kaukaz a z drugiej Morze Czarne a w nim skaczące radośnie delfiny. Pomimo, że to końcówka września temperatura powietrza 30 a wody 25 stopni . Woda czyściutka a na dnie dużo morskich żyjątek . Jedyną niedogodnością jest kamienista plaża . Plany mamy różne wypad w góry na lodowiec, do Soczi lub do Abchazji. Dziś jednak udaje się tylko pozwiedzać Adler , zakupić souveniry i przyzwyczaić się do rosnących wszędzie palm.

20.09.1998

Jedziemy do Soczi. Przejazd autobusem trwa około 40 min i kosztuje 6 rubli ( taksówką około 50 ). Zwiedzamy co ma walor turystyczne i handlowe. Wartym polecenia miejscem jest dendrarium (ogród botaniczny ). Można w nim pojeździć kolejką linową nad palmami i lasem bambusowym .Z górnej stacji rozciąga się widok na wybrzeże Morza Czarnego. Zwiedzanie w piekielnym upale daje się nam we znaki . Po powrocie o bazy okazuje się ,że na wyjazd do Abchazji potrzebna jest wiza do zdobycia w Moskwie lub zaproszenie od rodziny. To ostatnie za niewielką ilość zielonych ofiarował nam staruszek Abchaz. Nie zaryzykowaliśmy jednak przymusowego przedłużenia wakacji . Spotykamy rodaków z Gdyni. Okazuje się , że przylecieli dziś z Kaliningradu tamtejszymi liniami lotniczymi. Cena biletu była porównywalna z ceną biletu kolejowego . Ich punktem docelowym jest Armenia.

21.09.1998

Ostatni dzień w Adlerze . Jutro odjeżdżamy pociągiem. Dzień spędzamy na wędrówce po bazarach i kąpielach.

22.09.1998

Pociąg odjeżdża o 9 56 a my w nim. O 16 45 postój w Krasnodarze. Ktoś powiedział, że postój trwa prawie 30 min więc John i Łukasz poszli się napić piwka dla ochłody. Ten ktoś jednak coś pomylił i pociąg odjechał po 18 minutach zgodnie z rozkładem. Amatorów zimnego piwka nie było. Mieliśmy nadzieję , że może wsiedli gdzieś na końcu składu. Przewodniczki z wagonu powiedziały , że maja szansę nas dogonić na następnej stacji (za 80 km) , jeżeli wsiądą do pociągu do Leningradu. Byliśmy poinformowani przez Wołodię , że w razie tego typu problemów mamy się zaraz zgłaszać do zawiadowcy stacji. Była więc szansa ,że nas dogonią . My zamiast martwić się o los kolegów zaczęliśmy sobie stroić z nich żarty. Na następnej stacji czekały już na nas zguby. Okazało się ,że byli bez koszulek ale na szczęście z paszportami i z pieniędzmi. Gdy tylko zorientowali się co się stało pobiegli do kasy ,przypomnieli sobie w ułamku sekundy wszystko co umieli powiedzieć po rosyjsku i zaczęli nawijać «my inostrańcy , pojezd adjechał…» .Niestety ( lub stety ) zaczepił ich patrol milicji ,że pałętają się po dworcu bez koszulek. Gdy zrozumieli ich położenie zaproponowali rozwiązanie . Zaprowadzili ich do tajniaków , którzy zapewnili , że dogonią pociąg za 50 $ ( płatne z góry ). Chłopaki nie mieli wyjścia ale na szczęście mieli te dolary przy sobie . Potem opowiadali ,że jazdy Żyguli 140 km / h przez miasto z ręką na klaksonie nie zapomną do końca życia.

23.09.1998

Odczuwamy nagłą zmianę pór roku . Wsiadaliśmy do pociągu latem a teraz za oknami już jesień .Ludzie wsiadający do pociągu tak jakoś ciepło ubrani.

24.09.1998

O 10 00 wysiadamy w Mińsku . Następny pociąg mamy za trzy godziny .Rozglądamy się więc trochę po stolicy Białorusi. Do Lidy docieramy o 21 26 .Jesteśmy zmęczeni ale trzeba jeszcze zanieść sprzęt do klubu i przepakować się. Kąpiel i czyste ubrania to to czego nam było trzeba .

25.09.1998

O 7 15 mamy PKS do Białegostoku więc nie ma nawet czasu coś zjeść. Żegnamy się na dworcu z Wołodią i pakujemy ( z pewnymi problemami ) się i plecaki do busa. Wszystkie połączenia tak się układają , że o 16 00 jesteśmy już w Gliwicach .Niestety nie było kiedy coś zjeść.

Link:

http://www.akt.gliwice.pl/cms/index.php/2-uncategorised/49-rafting-na-rzece-mzymcie-1998

 

 


На реках уже нет льда. Кто-то давно стёр пыль с вёсел, а кто-то только собирается. Многие подготовили к весеннему сплаву байдарки, катамараны, каяки. И в то же время на разных форумах встречаются вопросы о запрете на сплав во время нереста в Беларуси, который как раз попадает в том числе и на майские праздники. Чтобы не рисковать 20 базовыми величинами штрафа, рекомендую изучить правила, а кто хочет рискнуть -семь футов под килем. В прошлом году РТСС здесь (http://rtss.by/index.php/83-o-razreshenii-splava-po-rekam) подготовил информацию по многим рекам. Но как они мне ответили: в 2016 году всё это местные райисполкомы могут изменить/отменить и  информация будет недействительна. И рекомендовали мне готовить разрешения самостоятельно.

Как известно, для совершения водного похода в апреле-мае, надо иметь разрешение от местных райисполкомов. Предлагаю мной оформленные в Поставском и Мядельском райисполкомах разрешения для сплава по р.Страча. Ещё жду от Островецкого райисполкома, т.к.река протекает по территории трех районов.

Поставы

Мядель

Сегодня, 25 марта по электронной почте получил от Вилейского райисполкома письмо №2-7/18 от 23.03.2016, дающее добро на сплав о по рекам Нарочь, Узлянка, Двиноса, Илия. Решение Вилейского райисполкома №297 от 24.02.2012 года. Как я понял, этот документ будет действовать и в будущем. За что всем спасибо.

Добавлю информацию с форума, но за 2015 год

http://forum.poehali.net/index.php?board=7;action=display;threadid=3226;start=msg1182873#msg1182873

«Лельчицкий район. В письме от 01.04.2015 г. за № 584/29 исполком не возражает против проведения водных походов по р. Уборть при наличии маршрутной книжки».

Ещё с Островецкого райисполкома по р.Страча.

Поставы1

Получил только 12 апреля 2016.

 

 


      Jesienna Gruzja… wiele lat później.

                                            Wspomnienia

Byłem tu dawno, bo w 1982 roku z grupą z Witebska. Pamiętam, że kiedy przyjechałem do Ucery, zastałem tam jedną rosyjską grupę, która już od tygodnia nie mogła wypłynąć. Poznaliśmy przyczynę tej „choroby”, gdy wręczyli nam wiadro czaczi — bimbru gruzińskiego. Pytanie o ilość wina i wódki mocno mnie zaniepokoiła.

25.09.2014. Na spływ na Rioni wybierałem się jeszcze w 2012 roku, ale wtedy dotarłem tylko na Umbu na półwyspie Kola, a w 2013 na Tuntsa-joki. I oto teraz jadę na urlop do Gruzji.

Droga Lida-Minsk-Kijew-Kutaisi okazała się niezwykle interesująca. Najpierw pociąg Lida — Mińsk. W Mińsku spotkaliśmy się w cztery osoby i udaliśmy się na pociąg Mińsk – Kijów, który odchodził o 21.56.

Obawialiśmy się  tego wyjazdu. Nie wiedzieliśmy, jak tam będzie, bo znajomi mówili nam o podwyższonym ryzyku przejazdu przez  Ukrainę w związku z różnymi „Majdanami”.

Koło trzeciej w nocy – dotarliśmy na białoruską granice. Pogranicznicy zapytali nas o cel podróży i o bagaż – katamarany. Odpowiedzieliśmy, że jedziemy na rafting do Gruzji. Ciekawiło ich, ile waży. Odpowiedzieliśmy, że 140 kg. Na czterech, to żaden ciężar. Przyznali rację. Więcej pytań nie było, postawili pieczątki w paszportach, pośmiali się i pogadali, że „im z tym bagażem jeszcze w lotnisko”.

26.09.2014.

O 7.51 rano zgodnie z rozkładem przyjechaliśmy do Kijowa. Przy wyjściu z pociągu Ukraińcy postawili pieczątki w paszportach. Natychmiast zjawili się taksówkarze i dojechaliśmy na lotnisko w ciągu 15 minut, zgodnie z taryfą opłat za 300 Hrywien.

W lotnisku Żulany było mało ludzi. Bank „Chrieszczatik”, wymiana 1$ = 13 uach. Wasia nalał po 50 ml wódki na dobry początek, miał także chęć pojeść białoruskiego jedzenia.

Zapakowaliśmy się ponownie, zważyliśmy, każdy miał po 32 kg bagażu. Dla większego bezpieczeństwa owinęliśmy plecaki folią. Podczas rejestracji okazało się, że trzeba dopłacać jeszcze za jeden bagaż 960 Hrywien. Teraz wiem, że przy zakupie biletu w Wizzair.com  płaci się za dodatkowy bagaż.

Bilet na samolot Kopitnari — Żulany kosztuje 120 $.

Wsiadamy do autobusu, który wiezie nas do samolotu. Warto wsiadać jako ostatni, bo ci, którzy wsiadają ostatni, zajmują najwygodniejsze miejsca w salonie samolotu.

O 16:55 wieczorem odlot. Powiedzieli, że lecimy przez Bułgarię, Rumunię, Turcję. To jest w związku z obopólnymi sankcjami Ukrainy, Europy i Rosji. O 20.50 wylądowaliśmy w lotnisku Kopitnari (14 km od Kutaisi). Ostatni raz latałem przed dwudziestoma laty. Odebraliśmy bagaż. Podeszli pracownicy ochrony lotniska, interesowali się, co to za taki wielki bagaż.

Kiedy wyszliśmy z budynku lotniska — już przy wejściu pojawiło się wielu taksówkarzy. Było ciepło.

Аэропорт Кутаиси

Spotkał nas kierowca mikrobusa Gruzin Ełgudża Dołabieridze, z którym rozmawialiśmy przez telefon jeszcze z Lidy. Przyjacielskie objęcia. Dzwonię kilkakrotnie do Andrzeja, czworo ludzi powinno już przylecieć z Polski, ale telefon jest niedostępny. Ale Polacy przylecieli w ciągu 20 minut, kiedy my ledwie załadowaliśmy swoje plecaki w m / a.

Pierwsza podeszła Honia — jaka radość na jej twarzy ze spotkania, a po Honi z budynku wyszła wyluzowana, wesoła trójka Polaków, no i teraz nasza grupa jest już w całości!

Jedziemy nocą przez Kutaisi (130 metrów nad poziomem morza).фонтан1 Ełgudża objaśnia nam reguły gruzińskiego drogowego ruchu. Przestrzeganie (słuszniej — nieprzestrzeganie) reguł drogowego ruchu przez miejscowych mieszkańcami. Często samochody poruszają się w ogóle bez jakiegokolwiek oznakowania. Ale piesi nie są gorsi od kierowców, którzy przechodzą każdą drogę, gdzie i jak im się zachce.

Zmęczenie podróżą daje się nam we znaki. Nocujemy w 15 km od Kutaisi w Tschaltubo. Stareńki piętrowy domek (dacza), w ogrodzie winogrona, churma, grusze, orzechy, jabłonie, nieuprawiany ogród warzywny.

DSCN2981 дом5

Najpierw ułożyliśmy się na nocleg, a potem — uczta do poranka pod toasty Ełgudży. Gruzińskie uczty — to jest coś! Nikt nikomu nie przerywa, ale przy tym każdy może wypowiedzieć się. Jak to dzieje się? Dzięki toastom. Toasty mówi wyłącznie tamada. W tłumaczeniu — tamada oznacza kogoś, kto ma starszeństwo w czasie picia wina albo przywódcę uczty. Są toasty obowiązkowe, od nich trzeba zaczynać. Pierwszy toast według tradycji — za pokój. Okazuje się, że kiedyś za stołem zbierali się ludzie z różnych regionów — imierietincy siedzieli szeregiem z miegriełami, zwanym szeregiem z kachietincami. I, ponieważ ludowości często walczyły z sobą, uczta często kończyła się z bójką. Dlatego wznoszono pierwszy obowiązkowy toast — za pokój, żeby wszyscy zachowywali się pokojowo, poprawnie. Drugi toast — za powód uczty. To może być ślub, urodziny albo przyjazd honorowego gościa. Tamada wznosi kielich. Potem jest szereg następnych obowiązkowych toastów — za rodziców, za wychodzących, za obecnych, za przyjaźń, za obecne i przyszłe dzieci, za przyjaźń narodów, za miłość, za tych, kto na nas czeka w domu.

   Po wszystkich toastach każdy siedzący za stołem wypija około 2 litry wina. Obowiązkowych toastów jest dużo, one dotyczą najróżniejszych tematów i, jak mówią Gruzini, dobry tamada to ten, który dobrze nocą śpi. Ponieważ nie zapomniał ani jednego toastu i się nie ma czego wstydzić. Jest jeszcze jeden obowiązkowy toast — za kobiety. Zazwyczaj zaczyna się od toastu za obecne kobiety; chce się uczcić mamy, babcie, córki i wszystkie kobiety świata. Co ciekawie — obowiązkowego toastu za mężczyzn nie ma. Co więcej, nieobowiązkowego — też. Za mężczyzn można wypić wyłącznie w męskiej kompanii i już sporo pod koniec biesiady. I brzmieć on będzie — „Za nas”. W końcu uczty podnosi się kielich za tamadę i za gospodarza domu.

Jest jeszcze jedna różnica od słowiańskich tradycji. Za tych którzy odeszli w Gruzji pije się trącając kielichem. I piją z łzami na oczach, ale uśmiechem na twarzy. Toast brzmi tak: „Niech ich kubek zawsze będzie pełny”. Ponieważ, czym lepszym był człowiek — tym więcej i cieplej o nim wspominają po śmierci. I na niebie jego kubek napełnia się tym ciepłem.

Podarowałem białoruskie pamiątki z ogromnej wdzięczności   Leri (kierowca) i Ełgudży.

27.09.2014.

Słońce, bardzo ciepło. Zebrałem rano pieniądze, po 50 $ na produkty i po 42 $  na transport. Koszt za samochód 100 łari (57 $) za wynajęcie kierowcy na dzień i plus  benzyną. Łączymy się przez telefon. Na IPhonie Andrzeja cały czas wyświetla się operator Georgi, (Gruzji) ale w USA! Planujemy z Andrzejem harmonogram spływu i wycieczki. Na rynku zakupiliśmy prowiant.

рынок

Problem jest z zupami, owsianką (bardzo lubi Honia), słoniną, natomiast warzywa, owoce, przyprawy to fantastyka. Ełgudża nas częstuje to chaczapuri, to ławaszom jest bezpośrednio z pieca. Bardzo smacznie.

4хачапури 5лаваш IMG_0729 IMG_0734

Dzisiaj jedziemy na wycieczkę do kanionu — Okace.

(Wideo z Internetu https://www.youtube.com/results?search_query=okace+kanioni ) .

Wycieczka 1.5 godziny zrobiła na mnie ogromne wrażenie nie tylko pięknem krajobrazu, ale ogromem pracy jaki został wykonany.

схема Окаце  каньон Окаце каньон Окаце

Kompleks do zwiedzania został otwarty, jak nam powiedzieli, mniej więcej tydzień przed naszym przyjazdem, dlatego nie miałem o nim informacji. Przechodzimy po nowiutkich mostkach na wysokości 200-300 metrów około 6 km. Pożądane jest wygodne obuwie i  woda do picia ze sobą. Z przodu przede mną szli trzej Gruzini z młodym owczarkiem. Ten całą drogę skomlał, bardzo bał się iść. Gruzini powiedzieli, że w zespół urządzeń kanionu zainwestowanego 5 mln łari.

Zajechaliśmy do rezerwatu Sataplia („tapli jest miod”). W rezerwacie osobliwości: Jaskinia i ślady dinozaurów. W dawnych epokach żyły tu dzikie pszczoły.

1 2следы 4динозавр 6сердце 9

Wieczorem u Leri na daczy — szaszłyki (gruz. „mcwadi”). Arbuzy są niezwykle aromatyczne. Wino jest smaczne o mocne. Są też kiwi, orzechy, granaty, a w studni – woda mineralna.

1 2 киви мандарин Хурьма

Szaszłyki jedliśmy, wino piliśmy:

Nesterow Władimir (m. Lida), Ignatienko Wasyl (m. Minsk), Pilimon Ałła (m. Minsk), Dobrowolskaja Weronika (m. Minsk), Biełonko Andrzej, Papijewski Mariusz, Piwowarska Honorata, Pochylska Dorota (wszyscy Polska).

28.09.2014.

Pochmurno. Po śniadaniu jedziemy na r. Rioni. Długość rzeki 327 km. U dawnych Greków rzeka nazywała się Fazis (albo Fasis; gryk. Φάσις), pod tą nazwą wymienia ją po raz pierwszy Hezjod w „Teogonii”. Całemu światu znany starogrecki mit o wyprawie argonautów do Kołchidy po Złote Runo.

Po drodze zajechaliśmy do klasztoru Gełati — symbolu gruzińskiej Złotej epoki. Klasztor znajduje się na wysokim pagórku za poza granicami miasta Kutaisi. Był założony w 1106 g. przez Cara Dawida Agmaszeniebieli (Budowniczego). Pierwszym i głównym budynkiem została Katedra  Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy, którą budowano do 1130 roku. W przeciągu wielu lat Gełatskij klasztor był kulturalnym i wyznaniowym centrum Gruzji. W akademii przy klasztorze pracowali uczeni teologowie, filozofowie, mówcy i tłumacze.

1группа 5 2

Koło 1200 roku, już za carycy Tamara w Gełati były zbudowane jeszcze dwie świątynie. Jeden z nich jest niewielką świątynią Świętego Mikołaja Cudotwórcy. W pobliżu jest źródło z wodą. Druga świątynia została zbudowana na cześć Św. Jerzego. Oprócz świątyń, w klasztorze jest jeszcze godna podziwu jego brama. Jej sława zaczęła się wtedy rok, kiedy car Dawid Budowniczy, zgodnie z swoim testamentem, był pochowany pod jej łukiem. To było swojego rodzaju przejaw pokory: Ludzie powinni byli wchodzić w klasztor, stąpając po grobowej płycie z napisem „Niech każdy wchodzący do tej świątyni nastąpi na serce moje, żeby słyszałem ból jego”.

могила 2свадьба

   W 1139 roku syn cara, Diemietrie I wywiózł z Azerbejdżanu bramę miasta Giandża i zainstalował ją, prawie bezpośrednio nad grobem ojca. Połowa gdzieś zaginęła, a druga została. Wygląda skromnie. Brama wukuta została w ornamencie metalowych liści, na nich wyciśnięta napis arabską czcionką. Oprócz tych trzech świątyń istnieje dzwonnica, refektarzowa i jeszcze trochę innych budowli..

Przejeżdżając, przyciągają uwagę nowe nieduże boiska, położone przy każdej miejscowości.

Стадион

W niewielkim miasteczku Oni (800 m nad poziomem morza) – wymagane jest zameldowanie w policji. Żeby zrobić to jak najszybciej, lepiej jest mieć listę grupy z numerami paszportów. A tak musiałem pisać ręcznie. Przez ten czas grupa poszukiwała gorących chaczapuri.

Pada, jemy chaczapuri (pieróg z serem suługuni).

Polacy z pięciolitrowej butli piją wzięte przy Ełgudży domowe wino. Dojechawszy do mostu z prawej strony przed miasteczkom Ucera (1200 m nad poziomem morza), musieliśmy niewiele wrócić. Wzdłuż rzeki wiedzie niezła samochodowa droga, po której czasami przejeżdżają mikrobusy z turystami i dają nam sygnały, machają rękami.

Akurat przejeżdżali moi znajomi z Polski i widzieli nas na katamaranach. Wcześniej byli ze mną na spływie na trasie: Isłocz-Zachodnia Berezina-Niemen.

Na prawym brzegu Rioni znajduje się porzucony tartak, w tym miejscu zatrzymali się Mariusz, Dorota i Andrzej, żeby nie stawiać namiotów. Ciut wyżej płynie strumień z czystą wodą. A w Rioni jest, nawiasem mówiąc, woda koloru cementu. Hania jest razem z nami w namiotach 150 metrów od tartaku na niedużej polanie na brzegu. Postawili namioty; Ałła z Weroniką pomagają stawiać nowy jednoosobowy namiot Hani. Kolacja  jest przygotowana od dachem w tartaku; gdzie pijemy wino.

лагерь_1 Риони1

29.09.2014.

Całą noc padał deszcz. Poziom wody w rzece podniósł się o pół metra. Będziemy czekać, póki ten poziom nie spadnie. Zjedliśmy kaszę gryczaną z tuszonką, danie było niezłe. Ałła leży w namiocie, źle się czuje, leczymy maściami jej plecy. Wasia z Polakami poszedł do Ucer dokupić brakujące produkty i, oczywiście, wina są po 10 ł.

Narwałem orzechów włoskich — dookoła rosło wiele drzew. Zagotowałem wodę na obiad. Póki poszedłem do obozu po zupę, przybiegły trzy rude strasznie chude psy i ściągnęły słoninę i wędzony boczek, kupione na rynku w Kutaisi. Pobiegłem za nimi — rzuciły i słonina i boczek. Cały czas pada. W rzece czasami z trzaskiem przetaczają się kamienie.

Osiągnięcia dnia: kupieni w Ucer produktów i wina. Odpoczywamy.

30.09.2014.

Deszczu nie ma. Woda opadła o 40 cm. Zbieramy katamarany. W ciągu dnia potrenowaliśmy rzucanie rzutki ratunkowej, obejrzeliśmy 300 m rzeki, zaplanowaliśmy, jak iść, no i oczywiście, obowiązkowy instruktaż. Ale … Polacy znowu wypili wina. Z tego powodu dzisiaj znowu musieliśmy zostać na biwaku. Zabrałem u nich kanister z resztkami wina.

Nie śpiesząc się, zapakowali produkty, i obejrzeli katamarany.

сборка1 сборка2 1 лагерь

W 17.30 zjedliśmy kolację: makarony z mielonką, była niezła, i okazało się, że to ukraińska. Wina zostało 5l.

1.10.2014.

подготовка к сплаву подготовка к сплаву1 сплав1 сплав2

Spływ na dzisiaj ma być między od 11.00 do 12.00. Musimy przejść 5.8 km (zgodnie z nawigacja). Zwarta „szywiera z priżymami, beczkami, chwałami” do 2-ch metrów. Można powiedzieć, odcinek rzeki od 3 + do — 4 kategorii trudności. Ruszaliśmy odcinkami. Honia przed kolejowym mostem powiedziała, że przejdzie po brzegu, bo boi się takiej wody. W efekcie przyszła do m. Oni. Po godzinę spływu zatrzymaliśmy się na prawym brzegu. W pobliżu znajduje się tartak (nie pracuje) i coś w rodzaju kamieniołomu — pracowała koparka i pod załadunkiem stali ciężarowki. Teren jest ogrodzony. Jest starszy stróż, na którego wołają „Wano” (wszyscy go wołają Kacha). Chodzi z laską i kuleje, zapoznaliśmy się z nim i otrzymaliśmy pozwolenie, by zatrzymać się. Polaków wysłałem by szukali Honię, a sami zaczęliśmy budować obóz, dyżurni przygotowywali obiad. Zanim postawiliśmy namioty, udało się nam zebrać grzyby maślaki, którymi była pokryta wielka część polany, wybranej przez nas na obóz.

маслята лагерь 2

Przed ustawieniem namiotów — przyszedł jeden z kierowców i przyniósł wiadro winogron. A wkrótce do nas przywieźli Honiu. Naczelnik policji regionu Oni. Nazwisko Metreweli — jak słynnego piłkarza tbiliskiego Dynama. Wymieniliśmy się numerami telefonów i on powiedział — jeśli będzie potrzebna pomoc, dzwonicie kiedy bądź. I oto wrócili z poszukiwań Polacy. Jeszcze jasno i oni zdecydowali pójść na wycieczkę do osiedla i zajść do kawiarni. Odległość jest około 2 km. Właściwie, oni znowu nie stawiali namiotu, a rozmieścili się 50 metrów od nas pod dachem tartaku. Na kolację są ziemniaki z grzybami i mielonką, wino oraz winogrona. Przybiegły kundle. Nigdy nie widziałem, jak zręcznie psy łapią winogrona na locie. Już prawie noc; ciemno, chociaż na zegarku dopiero 19.00. Do naszego ogniska podszedł Kacha i zaprosił do siebie do stróżówki do stoł …

4

Za czaczej i Wasinymi toastami wieczór przeszedł niezauważenie.

2.10.2014.

Słońce. Doszliśmy do kanionu naprzeciwko wsi Muchli. Szczególnych przeszkód nie było — progi, przeciwprądy.

Wyruszyliśmy o 12.00 i płynęliśmy do 15.00 z odpoczynkiem. Rozbijamy namioty naprzeciwko wielkiego szarego kamienia; miejsca niewiele, ale dla czterech namiotów wystarczyło. Robimy obiad, stopniowo przechodzący w kolację, jest kasza gryczana z maślakami + 500 gr. puszka ukraińskiej mielonki «Bogatyrskaja», kapuśniak i jeszcze – dużo innego dobra.

Przeszliśmy 28.5 km (wg GPS). W pobliżu jest droga. Próg «Stary most» z wskazówką — wielki szary kamień albo skała z prawej strony na brzegu. Idąc wzdłuż rzeki 300-400 metrów, zobaczyliśmy tabliczkę — zakończenie regionu Oni i zaczął się region Ambrołauri. Kilometrowy informator na drodze naprzeciwko progu podaje: 70/94 km. W końcu progu znajdują się resztki starego mostu i ledwie dostrzegalna jaskinia na przeciwległym brzegu.

3.10.2014.

Słońce. Obnosimy ekwipunek. Przeprawiamy się przez same wyjście z progu  przeprowadzając katamarany.

стар мост проводка

Dalej doszliśmy do kanionu w kształcie litery S.  Były 4 mosty i dwupiętrowy dom z lewej strony.

У с-обр пор обнос

Sprawdziliśmy dwumiejscowy katamaran, od wczoraj mieliśmy wątpliwości, po remoncie stelażu. Na moim katamaranie przeszliśmy przez próg, jakbyśmy jechali czołgiem (Polacy tak powiedzieli). Weronika zrobiła nam na wideo z góry.

Staliśmy niedaleko od szkoły z prawej strony.

Popłynęliśmy dalej, żeby za Ambrołauri zostać na nocleg, rozbić obóz i zacząć przygotowywania do kolacji.

Ałła z Weroniką przywiązują jeszcze plecaki. Przeciwprądy, priżymy, nic trudnego. W centrum Ambrołauri — most. Zatrzymaliśmy się na polanie z lewej strony w końcu Ambrołauri. Niedaleko od biwaku płynie strumień z czystą wodą. Następnym razem musimy wziąć gazę do odfiltrowania wody od piasku.

Czekamy na Ałłę. Okazało się, że była przewrotka. „overkil”. Pękło wiosło. Złamała się jedna węzłówka. Weronika znalazła policję i oni przywieźli ją na nasz postój. Jeszcze nie zdążyłem się przebrać i  pojechałem z pomocą. Policja dowiozła nas do katamaranu. Przez 5 minut Wasia nalewał wódkę. Potem jeszcze nalewał. Nastrój wyraźnie polepszył się. Polacy poszli do osiedla do kawiarni, która znajduje się koło mostu, w samym centrum.

4.10.2014.

Idziemy na wycieczkę do Ambrołauri (500m nad poziomem morza). Kwadrans marszu od naszego obozu. Sklepy, kawiarnia, fotografujemy się.

ПлощадьАмбролаури

Ciepło. W kawiarnię zamawiamy czachochbili, chinkali i kebab. Kosztuje 21 łari dla 3 osób. Zjeść wszystkich nie byliśmy w stanie, poczęstowaliśmy Wasię, który został w obozie. Po przyjeździe do domu, znalazł na forach internetowych niezła recepta przygotowania kapusty. Rekomenduję.

Podstawowe składniki: Burak, Kapusta biełokoczannaja, chrzan, czosnek

Kuchnia: Gruzińska

Zimą tradycyjnie jest chciana czegokolwiek ostrieńkogo. Oprócz pozostałych solonka, przygotowanych na zimę, można urozmaicić swój stół tą potrawą gruzińskiej kuchni. Kapusta robi się bardzo smaczna, przygotowuje się szybko i długo da się przechować.

Składniki — «Kapusta po gruzinsku».

Kapusta 2 główki;

Czosnek 3 szt;

Buraki 3 szt;

Pietruszka 1 pęczek.;

Chrzan (korzeń) — 2 szt;

Ostry pieprz jest Chile — 10-12 szt;

Woda (dla marynaty) — 1 l;

Cukier (dla marynaty) — 200 g;

Ocet 9% (dla marynaty) — 100 ml;

Sól (dla marynaty) — 3 st. łyżki;

Masło roślinne (dla marynaty) — 100 ml;

             Kapustę pokroić ćwiartkami albo na mniejsze części i złożyć do garnka albo wiadra. Burak ugotować, oczyścić. Chrzan i pieprz «Chile» pokroić małymi kawałeczkami. Pietruszkę grubo pociąć.

            Włożyć do garnka z kapustą czosnek, uprzednio należy zdjąć z niego górną łupinę i umyć pod strumieniem wody, a także pokrojony na duże kawałki burak i pietruszkę.

            Trzeba zrobić marynatę: wodę zagotować, dodać cukier, sól, roślinne masło. Na końcu dodać ocet i zalać kapustę marynatą.

            Z góry położyć talerz i docisnąć. Postawić garnek na balkon albo do lodówki.

            Kapusta będzie gotowa za 10-12 dni. Smacznego! Sprawdzane przez mnie już dwa razy.

Po drodze kupiliśmy 5 litrów wina. Okazało się, że Polacy też kupili 5 l.

Oto tego nie zrobiliśmy:

  1. Nie weszliśmy do farbyki win Bugieuli — jeden z czterech zakładów win ambrołaurskogo regionu, produkujący znakomity „Chwanczkara”. Jeden, który można odwiedzać dla degustacji. Wytwórnia win jest trochę zamaskowana. Ona znajduje się na lewym brzegu Rioni, dlatego trzeba najpierw przejść koło wsi Chwanczkara po moście przez Rioni i potem przejść (przejechać) trzy kilometry, w stronę Ambrołauri.
  2. Następnym razem obowiązkowo zajedziemy do fabryki Chwanczkary do Ambrołauri, ona znajduje się na lewym brzegu rzeki, trzeba od placu z butelką przejechać do góry rzeki, tam się znajduje pospolity szary budynek, to jest właśnie ta fabryka.

W 16.25 popłynęliśmy dalej. 18.00 jest wieś Czriebało. Postój na polanie z pagórkami od razu za mostem z lewej strony. Zaczął padać deszcz. Jutro planujemy pójść po wino do wsi Chwanczkara.

5.10.2014.Niedziela. Deszcz.

Niedaleko od nas za lewym dopływem Szarauła jest następny próg. A we wsi Czriebało widzimy reklamę — zapraszającą na rafting schronisko (firma turystyczna) „Szarauła”. Ale pogoda taka, że płynąć się nie da (w końcu przyjechaliśmy na odpoczynek).  Mamy więc życzenie jechać do Batumi nad morze. Zdecydowaliśmy, że jutro jedziemy do Kutaisi. Wasia został z Dorotą w obozie, a my poszliśmy do Chwanczkary po wino. Właściwie: Wina w niedużym sklepiku tam nie kupisz. Wspaniałe domowe wino wszyscy mają swoje, ale żeby sprzedać dla przyjezdnych, mało.

Z przodu idą Andrzej i Mariusz (który niesie pusty kanister) i mniej więcej 100m za nimi idziemy ja, Ałła, Honia i Weronika. Z rzadka przejeżdżają samochody.  Jeden zatrzymał się obok Polaków — oni wsiedli i pojechali. A my idziemy dalej. Cały czas pada. Nas wyprzedzają WAZ, „Kopiejka”, zatrzymuje się, kierowca w żółtych adidasach zaprasza nas siadać. Prawie do dowiózł nas Chwanczkary.

1табличка 4здание 3на винзаводе 5общий снимок

Wina nie kupiliśmy, natomiast trafiliśmy na wytwórnię win. Dyrektor Michaił Magłakielidze pokazał nam przedsiębiorstwo, opowiedział historię zakładu. Dwa szeregi dębowych beczek 1100 litrowych są także 1300 litrowe, ale degustacja spodobała się najbardziej. W fabryce pracują 18 ludzi. Chwanczkaru wykorzystuje dwa gatunki winogron: Aleksandrouli i Mudżurietuli według recepty, przechowywanej w tajemnicy. W danej miejscowości i tylko tu rosną winogrona,  w których cukier stanowi 28%. Butelki wytwarzane są w Czechach. Strona

http://khvanchkara.net/rus/index.html

Po jakimś czasie przyjechał główny winiarz. Ma 80 lat, z których 45 — pracuje w tej fabryce. Sfotografowaliśmy się z nim. Honia jest dziennikarką — obiecała napisać artykuł w polskiej prasie. Wracając z powrotem, podjechaliśmy kawałek rejsowym autobusem za 50 tetri.

Po drodze do obozu spotkaliśmy Gruzina. Wołają na niego Dawid. Usłyszał, że jesteśmy z Białorusi i Polski — zaprosił do siebie w dom (zupełnie niebogaty), ale częstował wszystkim, tym co było w domu najlepsze. Pieróg z fasolą (łobiani), oczywiście wino i winogrona. Pokazał nam fermentacji młodego wina. Kiedy odchodziliśmy, dał nam wina.

A w tym czasie w obozie …

Po przyjściu do obozu, zobaczyłem, że Wasia przez ten czas rozebrał katamarany.

лагерь 3

Ognisko, do którego dosiedli się dwaj Gruzini, jeden Rustam — z Tbilisi w Czriebało  zajmuje się budową wodociągu i miejscowy młody chłopak Iraklij. Rustam dobrze mówi po rosyjsku. Młodzież rosyjskiego języka nie zna. W pobliżu leżą puste i jeszcze pełne butle z winem. Przyłączyliśmy się.

Od czasu do czasu  Iraklij jeździ, jak on mówił, do miejscowej wytwórni win koło centralnej cerkwi wsi i przywozi albo białe Colikouri, bądź czerwone albo czarne wino. Zaprasza nas w maju na ryby na rzekę Szaraułu na pstrągi. W międzyczasie przywieziono kolejną potrawę, coś podobnego do kiełbasek. Potem pojechaliśmy po patelnię. Podjedliśmy, popiliśmy … Kapuśniaczek nie zaszkodził.

I nagle usłyszeli od strony mostu głosy — Andrzej i Mariusz wracają z Chwanczkary na „Autopilocie”. Próbowali coś opowiedzieć, ale po pięciu minutach upadli do namiotu i zasnęli szczęśliwym i błogim snem.

сходили в гости

A u nas impreza wciąż trwała. Kiedy Gruzini poszli, my jeszcze upiekliśmy w ognisku ziemniaki. A potem …

Mówią, że przychodził Dawid, że potem przyjeżdżali Gruzini samochodem i mnie rozbudzili i jeszcze pili wino …

Czytające liczne sprawozdania o spływach na Kaukazie, zwróciłem wagę na informacje, że „pochyłość rzeki ma 3 litry na kilometr”.

6.10.2014.

Rano zadzwoniłem do Ełgudże z Kutaisi, żeby przyjechali po nas.  Złożyliśmy i zapakowaliśmy ekwipunek, o 11.30 pojechaliśmy do Kutaisi.

окончание машина

Po przyjeździe, rozłożyliśmy sprzęt do przesuszenia. I  sami doprowadziliśmy się do porządku. A wieczorem uczta, szaszłyki. Przychodzą i odchodzą sąsiedzi…, przychodzą i odchodzą kolejni sąsiedzi … Wszystko trwa do poranka. Wasia z Andrzejem radzą Ełgudże, jak lepiej zrobić stronę o turystyce i organizować pracę turystycznej firmy. Co z tego wyszło można zobaczyć tu

http://georgianhorizons.umi.ru/

7.10.2014.

Dzisiaj jest dzień wycieczek. Jaskinia Prometeusza  + jazda na łodzi (10 + 4 łari). Z sobą pożądane zabrać kurtkę. Jaskinia Prometeusza (Kumistawi) – to cała sieć jaskiń, oddzielnych chodów i podziemnych sal. Ogólna długość tras ma koło 22 kilometry i jednych tylko sal koło 17 km. W jaskiniach jest bardzo duża wilgotność, tu przeciekają trochę podziemne rzeki i są nawet podziemne jeziora ze swoją specyficzną fauną. W jaskini są nietoperze, dwa gatunki. Te nietoperze można zobaczyć w czasie wycieczki, chociaż one starają się trzymać się z daleka od ludzi. Do zwiedzania teraz jest dostępne tylko 1200 metrów.

1 2 в лодке

Dalej kanion Martwili na rzece Abasza. Kwadrans postoju, ale cena 50 łari za 1 łódź dla 4-ch człowiek to dużo. Z sobą należy mieć klapki (albo trampki).

1 2 3 13 10сплав

Dalej pojechaliśmy na wycieczkę do Martwilskiego klasztoru w Czkondidi, znajdującego się 44 km od Kutaisi.

Klasztor Martwilski był założony na przełomie VI/VII wieku. Tu w pierwszym stuleciu poganie przynosili niemowlęta na ofiarę swojemu bóstwu — czkondidi (miegr.) „Wielkiemu dębowi”. Martwilska świątynia stoi jak raz na tym miejscu, gdzie rósł ten dąb.

2 3 5 IMG_1027 4

Podczas misjonarskiej podróży Andrzeja Pierwozwannego po Zachodniej Gruzji wielki dąb zrąbano i z niego zbudowano pierwszą drewnianą cerkiew, którą nazwali Martwili saczkondido. Wnętrze głównej świątyni pochodzi z różnych okresów ( X-XIV-XVIII wieku.). W południowej części świątyni do dzisiaj zachowały się freski z X wieku, tu także znajduje się siedziba czkondidiełskogo archimandrytniego, męskiego klasztoru Andrzeja Pierwozwannego i żeńskiego klasztoru św. Niny.

Wieczorem zjedliśmy kolację w kawiarni. Polecam niezwykle smaczną potrawę odżachuri.

8.10.2014.

Rano Leri dowiózł nas do autobusowego dworca w Kutaisi i mikrobusem z plecakami (część rzeczy zostawiliśmy przy Ełgudży) pojechaliśmy do Batumi (koszt 10 łari) 142 km, podroż trwała 2.5 godziny. Wyszliśmy w Batumi obok portu, w pobliżu kawiarni. Trzech Polaków poszło szukać hotelu, a my zostaliśmy by coś jeść.

1Приехали 2Кафе 4Кафе

Nasze poszukiwania miejsca na nocleg potoczyły się inaczej. Do ławki, przy której zostawiliśmy plecaki razem z Wasią, (w czasie gdy poszliśmy do turystycznego biura, żeby poznać, gdzie można spokojnie stawiać namioty), podszedł starszy mężczyzna i w dzięki niemu ulokowaliśmy się na dwie noce w hostelu „Globus” (ul. Mazniaszwili 54, www.hostelbatumi-globus.com) za 25 łari na osobę. W centrum i blisko morza. Wieczorem spacerowaliśmy po nabrzeżu. Wszędzie jest iluminacja, było pięknie. W hostelu, oprócz nas, nocowało dwóch Amerykanów (z rowerami), dwóch z Polski i jeszcze jeden ktoś, kto wyglądał na turystę z Indii.

Po spacerze jakoś niezauważenie wypiliśmy 5 l wina (od Ełgudży).

9.10.2014.

Pobudka o 10.00. Herbata, rynek, sklepy, morze. Spacerujemy do wieczora po Batumi.

6 2 10море 7Закат 11вечер 16вечер

Wieczorem na kolację ziemniaki z słoniną. Dostałem wódkę „Iverioni” (jeszcze z Kutaisi, ale to inna historia). W dwóch słowach — przy zakupie produktów na rynku w Kutaisi na wyprawę, sprzedawca, kiedy odchodziliśmy, zawołał mnie i wręczył butelkę wódki).

Wieczór przeszedł bardzo nastrojowo. Przyjaciele jeszcze poszli oglądać fontannę podświetlana i grającą muzykę, a ja położyłem się spać. Jutro czekał nas trudny dzień — odjazd.

 

 

10.10.2014.

Pobudka o 8.00. O 9.00 rano byliśmy naprzeciwko kawiarni. Nieco dalej był postój taksówek. Hania nas odprowadza. Polacy odlatują dzień później. O 9.35 wyjechaliśmy, o 11.35 przyjechaliśmy do Kutaisi. Słońce, gorąco.

Po przyjeździe do Ełgudże zapakowaliśmy ponownie. Obiad i o 18.00 jesteśmy już na lotnisku Kopitnari. Zważono nam bagaż po 32 kg i oddaliśmy go na załadunek. Kiedy przechodziliśmy z ręcznym ładunkiem, nie przepuściły nas bramki przez kociołki. Przytrafiło się, że zadzwoniły  w Ełgudże. W Duty Free „Chwanczkara” sprzedaje się po 38 euro. Drogo, ale kupiliśmy, chociaż już było kupione i wino i koniak w Batumi.

W samolocie steward powiedział mi, że przy starcie niczego nie należy trzymać w rękach (była butelka Chwanczkary w opakowaniu). Musiałem położyć moją butelkę i Ałły do drobnego ręcznego bagażu.

Start o 21:20, lądowanie na lotnisku Żulany o 23:15. Kiedy w Żulanach wynieśliśmy nasz bagaż, coś podejrzanie wyglądała moja paczka z Chwanczkaroj: moja butelka była rozbita. Ale nie ma co się smucić się. Przelałem zawartość butelki do metalowy słoika Wasina.

11.10.2014.

Niewiele podrzemaliśmy na lotnisku. Koło 7.00 rano zebraliśmy się na kolejowym dworzec. Okazuje się, był bardzo prosty budżetowy wariant. Trolejbus № 9 do przystanku „Łukaszewicza”. Bilet po 1.5 grn. I za plecaki wziąłem na wszelki wypadek po bilecie. Od przystanku do dworca jest mniej niż 10 min. piechotą. Wjechaliśmy windą na 2 piętro do poczekalni.

Na ulicy jest słońce, ciepło. Takie wyobrażenie, że przywieźliśmy z sobą pogodę z Gruzji. Naprzeciwko dworca można smacznie i niedrogo pojeść w „Pyzatej chacie”. Pobliżu jest sklep „Roszen”, gdzie można kupić cukierki, czekolada, torty.

Do odjazdu pociągiem została godzina. Zaszedłem z plecakiem pierwszy, by przygotować przedział do szybkiego załadowania ekwipunku. Ale okazało się, że w wagonie już byli pogranicznicy, którzy oglądali dokumenty pasażerów. I mnie za pozostałymi rzeczami już nie wypuścili z wagonu. „Wy już jesteście na terenie Białorusi”. Wasia z dziewczynami musiał się nadźwigać, by donieść ekwipunek.

Na białoruskiej granicy rozbudzili nas, popatrzyli na ekwipunek, sprawdzili kto, skąd, po co, poprosili podnieść dolną półkę – a tam plecak i 2 miski. Więcej pytań nie było.

12.10.2014.

O 8.35 przyjechaliśmy do Mińska. Nieduży deszcz. Spotykają nas Swieta i żona Wasi, Weronika. Przekazaliśmy bagaż do przechowalni i dalej, planowo, wybraliśmy się na piwo i wieprzowe uszy do restauracji. Pamiętam jakoś Witia Babicz z Lidy obiecał po rz. Ursul (na Ałtaju)… Na ul. Hercena, 4 bardzo nieźle świętowaliśmy zakończenie wyprawy. Później już na mnie czekały miasto Lida i Chwanczkara – trzeba było ją szybciej wypić, żeby nie zepsuła się. I zostały w pamięci wrażenia niesamowitej gościnności narodu, zamieszkującego Gruzję, jak i 32 lat temu …

Gruzja złapała mi za serce i wciąż nie puszcza, mało gdzie doznaje się takiej gościnności.Gruzja ma ogromny turystyczny potencjał. Nie wyobrażam sobie, bym mógł nie przyjechać tam w 2015 roku, przykładowo na rzekę Kuru, gdzie byłem w jeszcze w 1979. Kto chciałby tam jechać ze mną?

Tu można obejrzeć mapy Gruzji:

http://www.raster-maps.com/?p=1107

O.Mitiajew piosenka Chwanczkara (Niebieski kalkulator)

 

Zakończona się wyprawa do Gruzji w terminie 25.09-10.10.2015 r. Grupa zebrała się z Białorusi, Rosji, Polski. Później można będzie poczytać o wrażeniach, o przejażdżce i obejrzeć fotografie.


Здесь описание (doc) поездки в августе 2015 г. в Грузию турклуба «Кроки» Гродно.http://www.azot.by/about/sport/KROKI